23.11.2023 / 09:00
StoryEditor

Paweł Błachowicz - człowiek, który poprawia Żabkę. Franczyzobiorca doradza sieci, jak tworzyć sklepy bez barier

Podjazd o który pan Paweł walczył przez dwa lataMichał Kokoszkiewicz
Zwiedził kawał świata, skończył kilkanaście kierunków studiów, został nawet absolwentem fińskiej politechniki. Paweł Błachowicz, człowiek z niepełnosprawnością ruchową, jest aktywny jak mało kto. Prowadzi dwie Żabki w Bystrzycy Kłodzkiej i doradza tej sieci, jak tworzyć sklepy bez barier.

Paweł Błachowicz sporo podróżował po świecie w ramach projektów unijnych. Był zapraszany przez różne instytucje i rządy. Studiował na fińskiej politechnice, co było nie lada przeżyciem, uczył się i pracował również w Anglii. Po powrocie do rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej nie chciał siedzieć w miejscu. Założył własną fundację (pierwszą z dwóch) i zaczął pracować jako sprzedawca oraz menedżer ds. kontaktów międzynarodowych w lokalnej firmie handlującej samochodami. Ciągle było mu jednak mało.

Postanowił, że nadal będzie się kształcił i studiował nowe kierunki. Skończył zarządzanie w edukacji i wychowanie wczesnoszkolne, co sprawiło, że został dyrektorem najpierw prywatnego, a później publicznego przedszkola. Obok jednej z tych placówek powstał pierwszy w miasteczku sklep sieci Żabka. – To ja mogłem być tym pierwszym franczyzobiorcą, bo już wcześniej chciałem nim zostać, ale Żabka miała wtedy inne kryteria dotyczące lokalizacji sklepów. Według ich standardów Bystrzyca była miejscowością zbyt małą na taką placówkę. Gdy zobaczyłem, że w końcu komuś udało się ją otworzyć, zajrzałem do tego sklepu i bardzo mi się w nim spodobało. To był powiew świata, który znałem z zagranicznych wyjazdów – relacjonuje Paweł Błachowicz.

Jednocześnie przeprasza za to, że podczas rozmowy regularnie zerka w ekran, na którym wyświetla się podgląd z dziewięciu kamer monitoringu zainstalowanych w sklepie. – Bardzo dużym problemem są kradzieże, ich liczba wzrosła dramatycznie w ostatnim czasie. Kradną starsi i młodsi, nawet dzieci. Kradną lody, kiełbasę, pasztet, alkohol, napoje, a nawet foliowe torebki i rękawiczki. Tygodniowo zgłaszamy na policję dwa–trzy takie incydenty – ubolewa.

Stres większy niż na maturze

Przyszłość pierwszej Żabki w Bystrzycy Kłodzkiej wkrótce stanęła pod znakiem zapytania, bo jej franczyzobiorca nie mógł kontynuować biznesu. Błachowicz stwierdził więc, że poprowadzi ją dalej i przejmie sklep. – Traktowałem to jako rodzaj zabezpieczenia na przyszłość. Nie wiedziałem, w którą stronę pójdzie ostatecznie moja choroba, miałem wyrok śmierci na karku. Wymyśliłem sobie, że gdy już nie będę mógł działać inaczej, np. prowadzić wykładów z zakresu biznesu i pozyskiwania środków unijnych, będę miał sklep, bo muszę z czegoś żyć i utrzymać rodzinę. To miał być rodzaj spadochronu – mówi.

Zwraca uwagę, że proces rekrutacji był dość trudny, bo Żabka rygorystycznie podchodziła do kwestii płynności finansowej franczyzobiorcy oraz jego umiejętności i kompetencji w zakresie prowadzenia sklepu. Jego zdaniem to efekt tego, że niektórzy, nie najlepiej dobrani franczyzobiorcy wyszli z biznesu z długami, co nie sprzyjało budowaniu pozytywnego PR-u wokół sieci i ta musiała zareagować. – Przeżywałem ten egzamin bardziej niż maturę, bo trzeba było przyswoić ogromną dawkę wiedzy biznesowo-finansowo-marketingowej. Byłem jednak pewny, że jestem gotowy na otwarcie sklepu, chociaż miałem wątpliwości, czy poradzę sobie fizycznie – mówi franczyzobiorca.

Przyznaje otwarcie, że pierwszy sklep był kompletnie niedostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnością ruchową, która w jego przypadku pojawiła się w szóstym miesiącu życia, po złym podaniu penicyliny krystalicznej. Walczył m.in. o podjazd pod drzwi. Problemem były proste rzeczy, takie jak dostanie się do wnętrza sklepu czy podjechanie do komputera. Z biegiem czasu sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. – Uświadomienie menedżerom i partnerom do spraw sprzedaży tego, że podjazd do sklepu jest ważną rzeczą, zajęło mi dwa lata. Udało się go w końcu zamontować. Od tego momentu zaczęto słuchać moich pomysłów – wspomina.

Pokazał, jak ma wyglądać Żabka Nano

Drugi sklep Pawła Błachowicza – ten, w którym rozmawiamy – nie przypomina typowej Żabki. Został w pełni dostosowany do potrzeb zarówno franczyzobiorcy, jak i odwiedzających go klientów z niepełnosprawnością ruchową. Alejki są szerokie, łatwo między nimi manewrować wózkiem. Właściciel może bez problemu podjechać do kasy czy przedostać się na zaplecze, bo w sklepie nie ma ani jednego progu. Może też wjechać do wszystkich pomieszczeń magazynowych. Do jego potrzeb dostosowano również sporej wielkości łazienkę. A wszystko to w starej kamienicy niemal w samym centrum niewielkiej Bystrzycy Kłodzkiej.

Żabka zaproponowała mu szerszą współpracę. Dzisiaj jest konsultantem sieci ds. osób z niepełnosprawnością. To z nim ustalano, jak powinny wyglądać sklepy Żabka Nano, wspólnie z siecią testował system rozpoznawania klienta na wózku. Wszystko działo się w laboratorium sieci w Poznaniu. Obecnie analizuje audyt, który na zlecenie sieci zrobiła jedna z fundacji. Dotyczy on dostępności sklepów Żabki dla osób z niepełnosprawnością. Od teraz sieć ma się kierować tymi wskazówkami przy remontach sklepów. Chodzi m.in. o odpowiednią szerokość przejść czy likwidowanie progów.

W pewnym momencie naszą rozmowę przerywa charakterystyczny dźwięk budzika popularnego smartfona amerykańskiej marki. – Muszę zrobić wpłatę utargu do Żabki. Jak się tego nie zrobi, jest problem z dostępnością towaru. Na tym między innymi polega pilnowanie biznesu – mówi z uśmiechem Błachowicz.

Dwa sklepy w Bystrzycy Kłodzkiej prowadzi przy pomocy mamy oraz długoletniej kierowniczki. Zwraca uwagę na sporą rotację personelu, na co nakłada się jeszcze to, że w okolicy niekoniecznie jest zbyt wielu tych, którzy mogliby pracować w sklepie. Dał za to zatrudnienie uchodźcom z Ukrainy.

Sklep na tablecie

Swoim przykładem Paweł Błochowicz chciałby też zachęcić inne osoby z niepełnosprawnościami do zaangażowania się w tego typu biznes. Jest to możliwe dzięki rozwojowi technologii. – Mogę zarządzać sklepami z telefonu lub tabletu z dowolnego miejsca na ziemi. W każdej chwili mogę sprawdzić, jak i kiedy sprzedał się dany towar, jaki ma termin ważności i co muszę zamówić – podkreśla. On sam na razie nie planuje otwierania nowych sklepów, bo nie narzeka na brak innej aktywności – wychowuje dziewięcioletniego syna, prowadzi dwie fundacje, myśli o kolejnych kierunkach studiów – znajoma namawia go na psychologię. Jego rytm dnia jest ściśle wyznaczony przez obowiązki, ale jak sam przyznaje, jest umysłem matematycznym, lubi porządek oraz dobre planowanie.

Dodaje, że Polska, w tym również sieci handlowe, stała się w ostatnich latach krajem bardziej dostępnym i dostosowanym do potrzeb osób z niepełnosprawnością, chociaż nadal jest sporo do zrobienia, przede wszystkim w zakresie mentalności. – Często jest tak, że osoby pełnosprawne, które niekoniecznie starały się coś w życiu osiągnąć, widzą człowieka z niepełnosprawnością, który dobrze radzi w biznesie i razi je to w oczy – mówi.

Zwraca uwagę, że on sam jako przedsiębiorca boryka się z podobnymi problemami jak większość – dojmujące są zwłaszcza podwyżki kosztów prowadzenia działalności. Podkreśla jednak, że klienci mu ufają i mają poczucie wysokiej jakości produktów dostępnych w prowadzonych przez niego sklepach, co powoduje, że są w stanie zaakceptować nieco wyższe ich ceny. Jak dodaje, jest to efekt dobrej standaryzacji całej sieci i ciężkiej pracy jego samego oraz współpracowników. – Prowadzenie sklepu, jak każdy biznes, wymaga zaangażowania i ciągłego nadzoru. Jak ktoś go nie pilnuje biznesu, to nie może oczekiwać sukcesu – podsumowuje.

20. maj 2024 02:35