Zaniżając wartość skradzionych towarów unika się przedstawiania złodziejom zarzutów z art. 278 Kodeksu Karnego i klasyfikuje ich czyny jako wykroczenia na podstawie art. 119 Kodeksu Wykroczeń. Mechanizm jest prosty, lecz niezwykle szkodliwy dla wymiaru sprawiedliwości i ofiar przestępstw: zamiast określać wartość skradzionych produktów według ich wartości rynkowej, czyli cen sprzedaży detalicznej, podaje się ich wartość zakupową, czyli koszt poniesiony przez sieć handlową, co zazwyczaj daje kwoty mocno zaniżone i często nieprzekraczające progu 800 zł, który dzieli przestępstwo od wykroczenia.
Ta praktyka prowadzi do poważnego uszczerbku na skuteczności ścigania i surowości kar za rzeczywiste przestępstwa kradzieży, zaniżając jednocześnie dane publikowane później przez Komendę Główną Policji w kategorii liczby popełnianych przestępstw.
Kwalifikacja kradzieży w sklepie
Wartość skradzionego mienia to kluczowy element kwalifikacji czynu – gdy jest zaniżona, nawet poważne kradzieże formalnie traktowane są jako wykroczenia, co drastycznie zmniejsza możliwości wymierzenia adekwatnej kary i odbiera poszkodowanym poczucie sprawiedliwości.
Używanie wartości zakupu jako wyznacznika szkody jest co najmniej wątpliwe z punktu widzenia prawa karnego i zasad uczciwości procesowej. Wartość rynkowa towaru – cena detaliczna, jaką płacą konsumenci lub którą ustala sklep – odzwierciedla realną szkodę poniesioną przez sprzedawcę i jest podstawą do rzetelnego prowadzenia postępowania.
Wykorzystywanie wartości zakupowej często ignoruje elementy takie jak marża handlowa, koszty funkcjonowania sklepu czy reputacyjne straty, które ponosi poszkodowany podmiot. Tym samym prokuratorzy i policjanci, a także obrońcy, poprzez podważanie wysokości wartości szkody, działają na rzecz omijania odpowiedzialności karnej złodziei.
Z praktycznego punktu widzenia istotne jest również, że przyjmowanie za podstawę wartości zakupu jest niezgodne z powszechnymi standardami stosowanymi w innych dziedzinach prawa, np. w prawie konsumenckim czy gospodarczym. Tam za wartość rzeczy uznaje się zasadniczo cenę sprzedaży, a nie koszt zakupu, co potwierdzają m.in. regulacje dotyczące odpowiedzialności konsumenta za zmniejszenie wartości towaru po zwrocie czy warunków reklamacji. Tak nieracjonalne podejście degraduje system prawa i prowadzi do nierównego traktowania sprawców przestępstw.
“Kultura bezkarności” w kradzieżach sklepowych
Kiedy eksperci wskazują na „kulturę bezkarności” jako jeden z głównych powodów drastycznego wzrostu kradzieży sklepowych, trudno nie odnieść wrażenia, że polskie organy ścigania stały się częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem.
Dr Marta Ziółkowska ze Szkoły Głównej Handlowej - ekspertka publikująca swoje teksty i opinie m.in. na portalu Franczyzawhandlu.pl - w raporcie opublikowanym pod koniec ubiegłego roku wyjaśnia, że przekonanie o akceptowalności kradzieży bierze się m.in. z braku zaufania do instytucji państwowych. Czy owo przekonanie rodzi się przypadkiem, czy wynika z codziennej praktyki prokuratur i sądów?
Analiza funkcjonowania polskich organów ścigania prowadzi do niepokojących wniosków. Jak wynika z badań Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, dominującym sposobem kończenia spraw o przestępstwa nie jest skierowanie aktu oskarżenia do sądu, lecz umarzanie postępowań - dotyczy to ponad 1/3 wszystkich decyzji finałowych. Kolejną istotną kategorią rozstrzygnięć jest odmowa wszczęcia dochodzenia lub śledztwa, co w praktyce oznacza, że znaczna część zgłoszonych czynów nawet nie staje się przedmiotem rzetelnego procesu.
Praktyka ta pogłębia poczucie niemożności uzyskania sprawiedliwości przez poszkodowanych. Pokrzywdzeni - w tym właściciele sklepów - są niemal na starcie skazywani na walkę z bezwładnością systemu, a możliwość zakwestionowania decyzji prokuratora, choć istnieje, w praktyce okazuje się mało skuteczna. Nawet jeśli sąd uchyli umorzenie, prokurator nierzadko ponownie odrzuca sprawę. Przestępca, który raz uniknie odpowiedzialności z powodu biernej postawy organów, łatwo nabiera przekonania o własnej nietykalności.
Umarzanie spraw ws. kradzieży w handlu
Tylko w co piątej sprawie prokuratura decyduje się skierować akt oskarżenia lub wniosek o skazanie bez rozprawy. To statystyka szokująca, biorąc pod uwagę deklarowaną wolę walki z przestępczością. Gdy jednak sprawa trafia już do sądu, najczęstszą karą (w niemal co 3. wyroku) jest grzywna. Kara, której społeczna dolegliwość bywa iluzoryczna, zwłaszcza dla osób regularnie popełniających drobne kradzieże lub inne podobne wykroczenia. Liczby te i praktyka mogą być odbierane przez społeczeństwo jako sygnał obojętności ze strony państwa. Przestępca nie dość, że rzadko spotyka się z realną karą, to jeszcze często nie staje nawet przed sądem lub jest karany symbolicznie.
Obraz polskich organów ścigania wyłaniający się z tych danych jest pesymistyczny. O ile niezamierzone uchybienia czy przeciążenia systemowe można jeszcze usprawiedliwiać, o tyle utrwalone praktyki umarzania spraw i symbolicznej represji sprawiają, że zamiast „kultury bezkarności” adekwatnym określeniem staje się „kultura obojętności” — urzędnicza niemoc, która pozwala, by przestępstwa uchodziły płazem.
Brak determinacji, niska skuteczność śledztw, przewlekłość, a także rutynowe stosowanie grzywien — wszystko to prowadzi do erozji zaufania obywateli i rodzi przekonanie o cichym przyzwoleniu na łamanie prawa. I może, niestety, w tej diagnozie tkwi prawdziwe źródło polskiej „kultury obojętności”, która zagraża nie tylko ofiarom przestępstw, ale i społecznemu poczuciu bezpieczeństwa.
Masowe umarzanie postępowania ws. kradzieży w sklepach
I kolejna kwestia. Dzięki wynikom badań Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wiemy już, że polskie organy ścigania masowo umarzają postępowania i stosują symboliczne kary wobec dorosłych sprawców przestępstw. Jednak problem nabiera szczególnej wagi, gdy spojrzymy na to zjawisko przez pryzmat postępowania organów ścigania z nieletnimi, którzy mają znaczący udział w kradzieżach w sklepach. Tutaj bowiem widać jeszcze większe symptomy „kultury obojętności”, które mogą prowadzić do długofalowych negatywnych konsekwencji społecznych.
Statystyki pokazują, że rzadko kiedy sprawy nieletnich kończą się orzeczeniem konkretnego środka wychowawczego lub poprawczego. Prawie połowa postępowań jest umarzana albo po prostu w ogóle nie wszczyna się procedury sądowej. Tym samym duża grupa młodych ludzi, mimo popełnienia czynów karalnych, nie doświadcza realnej odpowiedzialności. Co gorsza, nawet w najbardziej drastycznych przypadkach, niewielki odsetek traktowany jest jak dorośli sprawcy (możliwość wymierzenia surowszych kar, nawet pozbawienia wolności – art. 10 §2 K.K.).
Ta praktyka jest wyjątkowo niebezpieczna w kontekście wychowawczym. Brak zdecydowanych reakcji ze strony wymiaru sprawiedliwości może powodować u nieletnich poczucie bezkarności i bezradności systemu, co z kolei tylko zachęca do dalszej przestępczej aktywności. W Polsce, według danych rozmaitych instytucji, nieletni przestępcy to zazwyczaj około piętnastoletni chłopcy z miast, jednak udział dziewcząt rośnie, podobnie jak przybywa zarówno najmłodszych, jak i najstarszych sprawców w tej kategorii. To brak stabilizacji rodzinnej, problemy społeczne i ekonomiczne predysponują nieletnich do wejścia na ścieżkę demoralizacji, ale nieskuteczne działania sądów oraz prokuratur tylko podsycają spiralę problemu.
Ściganie przestępstw powinno opierać się na faktach i obowiązującym prawie, a nie na trikach mających na celu sztuczne zmniejszenie odpowiedzialności karnych sprawców. Wymiar sprawiedliwości musi działać rzetelnie i konsekwentnie, aby skutecznie chronić interesy poszkodowanych, a także by kara za przestępstwo odpowiadała jego rzeczywistej szkodliwości.
Autorem artykułu jest Adam Suliga, audytor procesów i systemów, Safety Project sp. z o.o.