To nie przesada, lecz rzeczywistość tysięcy franczyzobiorców, którzy każdego dnia podpisują umowy, których nie rozumieją, nie są w stanie realnie negocjować, a które w efekcie skazują ich na życie w cieniu franczyzodawcy.
Dziś franczyzobiorca to najczęściej „przedsiębiorca” jedynie z nazwy. Bez prawa do urlopu, bez gwarancji wynagrodzenia, bez wpływu na politykę cenową czy asortyment. W pełni odpowiedzialny za wszystkie podatki, składki, kontrole i ryzyka – i to niezależnie od tego, czy jego działalność przynosi realny zysk, czy służy jedynie księgowym zapisom franczyzodawcy.
Franczyza jako ukryta forma zatrudnienia
Zamiast o samodzielności, warto więc mówić o ułudzie niezależności. Bo co to za „wolność gospodarcza”, skoro franczyzobiorca nie może wybrać dostawcy, samodzielnie ustalić godzin otwarcia placówki, a nawet realnie kontrolować przepływu pieniędzy?
W modelach silnie zintegrowanych (np. handlowych czy gastronomicznych), cała gotówka i dokumentacja księgowa trafia do centrali, a właściciel placówki otrzymuje co najwyżej uznaniowe „wynagrodzenie”, często warunkowane spełnieniem wewnętrznych norm.
Ten problem dotyka nie tylko franczyzobiorców. Jego skutki są systemowe. Po pierwsze, dochodzi do powstania ukrytej formy zatrudnienia, w której pracownik-przedsiębiorca nie korzysta z żadnej ochrony prawa pracy, ale wykonuje polecenia jak etatowiec.
Po drugie – państwo traci. Model franczyzowy umożliwia unikanie szeregu zobowiązań: składek na PFRON, podatku od sprzedaży detalicznej, a w praktyce także znaczącej części VAT-u i podatku dochodowego. Gdy sieć sklepów przekracza 10 miliardów rocznego obrotu, a jej struktura pozwala „rozpłynąć” odpowiedzialność na setki małych, indywidualnych franczyzobiorców – powstaje konstrukcja księgowa, która sprytnie omija najważniejsze obciążenia publicznoprawne.
Problem jest szczególnie widoczny na przykładzie handlu detalicznego. Sieci takie jak Żabka, Intermarché czy Eurocash rozwijają się w zawrotnym tempie. Równolegle z ich ekspansją rośnie liczba przypadków, w których model franczyzy wykorzystywany jest nie do dzielenia się know-how, lecz do przerzucania ryzyka i kosztów na drobnych przedsiębiorców, przy jednoczesnym zachowaniu pełnej kontroli nad operacjami. Przychody – centralne, koszty – lokalne. Zyski – skonsolidowane, odpowiedzialność – rozproszona.
Franczyza - 6 kwestii do zmiany prawnej
Taki system wymaga interwencji ustawodawczej. Projekt stawy o franczyzie powinien być nie tylko próbą uregulowania umowy jako konstrukcji cywilnoprawnej, ale też przeciwdziałaniem patologiom na rynku. Co więc należy zmienić?
Po pierwsze: nowa definicja umowy franczyzy. Nie wystarczy nazwać franczyzy „umową o współpracy”. Należy jasno zdefiniować jej istotę: przekazanie know-how, praw do znaku i systemu operacyjnego – w zamian za świadczenia wzajemne.
Ale definicja musi uwzględniać różne modele – od miękkich (licencyjnych) po silnie zintegrowane, gdzie franczyzodawca kontroluje niemal każdy aspekt działalności. W tych ostatnich przypadkach należy rozważyć uznanie relacji za podporządkowaną – z odpowiednim reżimem ochronnym (np. analogicznym do relacji pracowniczej).
Po drugie: obowiązek dokumentu informacyjnego. Każdy przyszły franczyzobiorca powinien otrzymać jasny, pełny i wiążący dokument informacyjny na etapie poprzedzającym podpisanie umowy. Powinien on zawierać m.in.:
- szczegółowe zasady określania marży,
- obowiązki co do zatowarowania,
- szacunkowe koszty i ryzyka,
- wyjaśnienie zasad wypowiedzenia i zakończenia współpracy,
- politykę kar i odpowiedzialności cywilnej.
Brak takiego dokumentu – lub jego fałszywość – powinien skutkować sankcjami włącznie z nieważnością umowy.
Po trzecie: katalog zakazanych praktyk franczyzodawców. Projekt ustawy powinien zawierać jasną listę działań, które uznaje się za niedopuszczalne, np.:
- jednostronne narzucanie polityki cenowej,
- przymusowe korzystanie z określonych dostawców,
- arbitralne narzucanie godzin otwarcia,
- przekazywanie całości utargu do centrali,
- przerzucanie odpowiedzialności za działania zgodne z polityką franczyzodawcy, ale sprzeczne z prawem.
W takich przypadkach franczyzobiorca powinien mieć możliwość rozwiązania umowy z mocy prawa i dochodzenia odszkodowania.
Po czwarte: równe obowiązki fiskalne. Franczyzodawca, który realnie zarządza siecią sprzedaży, powinien ponosić takie same obowiązki jak klasyczny detalista. Model, w którym sprzedaż na poziomie całej sieci nie podlega podatkowi od sprzedaży detalicznej (bo „formalnie” dokonuje jej 500 mikroprzedsiębiorców), to nie tylko luka prawna – to wypaczenie ducha ustawy.
Po piąte: arbitraż, ale z głową. Propozycja, by spory między stronami rozstrzygał sąd arbitrażowy, jest krokiem w dobrą stronę – pod warunkiem, że będzie on łatwo dostępny, lokalny, przystępny finansowo i rzeczywiście niezależny. Inaczej stanie się kolejnym narzędziem silniejszej strony.
Po szóste: zakaz handlu w niedzielę – bez wyjątków dla sieci. Obecne wyłączenia pozwalają sieciom franczyzowym omijać zakaz handlu w niedzielę pod pretekstem „indywidualnej działalności”. Efekt? Rodzinne sklepy nadal nie mają szans, a franczyzowe sieci zyskują kolejną przewagę – tym razem czysto polityczną. Rozwiązaniem powinno być zniesienie wyłączeń dla franczyzy w modelu zintegrowanym.
Potrzeba ochrony franczyzobiorców
Potrzeba regulacji franczyzy nie wynika z niechęci do wolnego rynku. Przeciwnie – ma być jego gwarancją. Bo rynek to nie dżungla, tylko system, w którym strony mają prawa i obowiązki, a przewagi konkurencyjne nie biorą się z tego, kto lepiej optymalizuje koszty, ale kto lepiej odpowiada na potrzeby klientów.
Nie wystarczy więc mówić o potrzebie ochrony franczyzobiorców. Trzeba zacząć ich naprawdę chronić – przed nierównymi umowami, przed iluzją przedsiębiorczości, przed systemową nierównością wobec prawa.
Bo w przeciwnym razie franczyza w Polsce nie będzie już modelem współpracy. Będzie systemem wyzysku – z błogosławieństwem ustawodawcy.
Notatka o autorce: mgr Monika Mielnik-Kurek, doktorantka w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Opolskiego, specjalizująca się m.in. w prawnych aspektach umowy franczyzy