Będąc dzieckiem marzył Pan o muzycznej drodze zawodowej. Co więc sprawiło, że trafił Pan do handlu?
Daniel Powierża: Pracowałem jako magazynier w firmie kurierskiej, ale moim głównym światem była muzyka. Od 13. roku życia grałem na puzonie w orkiestrze Ochotniczej Straży Pożarnej w Nadarzynie, potem skończyłem szkołę muzyczną i marzyłem o grze w zespole Wojska Polskiego. Jeździłem w trasy koncertowe po całym świecie – Australia, Nowa Zelandia, USA, Tajlandia.
Czemu puzon?
Przez przypadek… Na pierwszą próbę przyjechałem do orkiestry z własnym dużym saksofonem. Okazało się jednak, że byłem wtedy trochę za młody do tego instrumentu, płuca wciąż mi się jeszcze rozwijały. Tak się złożyło, że w orkiestrze potrzebowali akurat puzonisty, więc zaproponowali mi, abym to na nim nauczył się grać. Spróbowałem, spodobał mi się, i tak zamiast saksofonistą zostałem puzonistą. Dzięki tej decyzji jestem mistrzem świata - z orkiestrą zdobyliśmy mistrzostwa Europy a nawet świata w Tajlandii.
Pandemia chyba przystopowała karierę muzyczną. Skończyły się wyjazdy, koncerty…
Tak, i trzeba było szukać nowych dróg. Zastanawiałem się m.in. nad myjnią samochodową, ale to był czas, kiedy nawet zamykano lasy. Nie można też było myć samochodów na myjniach. A sklepy spożywcze, choć z ograniczeniami, mogły działać. To dało mi do myślenia.
Jeden z moich znajomych prowadził już sklep Żabka. Fajnie o tym opowiadał, zachęcił mnie i w taki sposób od czterech lat jestem franczyzobiorcą sklepu pod zielonym szyldem na warszawskim Bemowie.
Nie miał Pan doświadczenia w handlu. Jak więc wyglądało Pana przygotowanie do roli franczyzobiorcy?
Rzeczywiście, gdy zaczynałem nie miałem doświadczenia w prowadzeniu sklepu, ale nie boję się ryzykować i podejmować wyzwań. Szybko się wdrożyłem. Żabka oferuje bardzo konkretne i dobrze zorganizowane wsparcie – od etapu rekrutacji, przez szkolenia, aż po codzienną opiekę ze strony trenera i menedżera. Przeszedłem cały proces, od teorii po praktykę w sklepie trenerskim.
Czy egzamin był trudny?
Jeżeli ktoś jest zaangażowany i przykłada się, to nie. Ale trzeba przyznać, że w trzy tygodnie trzeba nabyć bardzo szeroką wiedzę. Jednak bez niej nie wyobrażałbym sobie prowadzić sklepu.
Prowadzi Pan sklep na stołecznym Bemowie. Czemu Warszawa, skoro mieszka Pan w satelickiej miejscowości? Jak wyglądała droga do tej lokalizacji?
W Żabce od razu wiedziałem, że chcę prowadzić duży sklep, dlatego szukałem lokalu m.in. na stołecznym Ursusie – miałem tam dobry dojazd, ale niestety nie było dostępnych lokalizacji miejsc, które mnie interesowały. W pewnym momencie menedżer z sieci zaproponował mi Bemowo.
Kiedy po raz pierwszy pojechałem obejrzeć lokal, były tam tylko gołe ściany. Zaczęliśmy z żoną szukać informacji w internecie i zauważyliśmy, że to dzielnica z ogromnym potencjałem, dynamicznie się rozwijająca. Zaufałem intuicji – i dziś wiem, że było warto.
Sieć w szybkim tempie zatowarowała mi sklep, zapewniła potrzebny sprzęt, a Żabka otworzyła się w dwa tygodnie od pierwszej wizyty.
Dziś to bardzo dobrze prosperująca placówka z lojalnymi klientami z sąsiedztwa. Sklep, który prowadzę, jest jednym z większych sklepów Żabka – ma blisko 90 mkw. sali sprzedaży (średnia wielkość sklepów to około 60 mkw.). To duży komfort pracy – także dla kandydatów, których szkolę jako trener.
Do szkolenia innych jeszcze wrócimy, a na razie porozmawiajmy o innym sklepie, który pojawił się blisko Pana lokalizacji.
Tak, miesiąc po uruchomieniu Żabki, w odległości 30 m otworzył się inny lokal. Po trzech miesiącach jednak został zamknięty.
To szybko. Zatem jakimi argumentami Pana sklep przekonał do siebie klientów?
Klienci przychodzili do nas po świeży towar. W okolicy nie było tu jeszcze zbyt wielu mieszkańców, głównie kupowali u nas pracownicy z pobliskiej budowy. Przychodzili na hot-doga, dokupywali jogurty, pieczywo, wędlinę.
W okolicy pojawiły się też kolejne Żabki.
Tak, w okolicy są trzy inne, ale nie traktuję ich jako konkurencji. Często sobie pomagamy w niespodziewanych sytuacjach. Każdy nasz sklep jest dopasowany pod swojego klienta.
Jest wiele sieci franczyzowych na naszym rynku - czemu akurat Żabka?
Sieć Żabka zapewnia mi ten komfort, że mogę lecieć na wakacje, tam włączyć laptopa, zrobić zamówienie i sklep będzie zatowarowany na czas. Nie muszę sam jeździć po hurtowniach, dźwigać, śpieszyć się. Warto też wspomnieć, że Żabka ma również program “Bezpieczny start” oraz Akademię Przedsiębiorczości, prowadzoną z Wydziałem Zarządzania Politechniki Warszawskiej. Te inicjatywy realnie pomagają przyszłym franczyzobiorcom przygotować się do prowadzenia sklepu.
Jakie są jeszcze jej przewagi nad innymi sieciami?
Kilkaset nowości produktowych rocznie. Takiej skali i takiej oferty nie ma nigdzie indziej. Poza tym my nie martwimy się o nic. Sieć dostarcza programy IT, zapewnia dostawy, a zamówienia mogę robić zdalnie. Co więcej, mogę sterować sklepem z domu. Nie musimy prowadzić zeszytów, monitorować, że dana czekolada ma jeszcze miesiąc ważności, bo biorę tablet, odpalam Asystenta Żabki i on mi pokazuje dokładnie daty ważności wszystkich produktów.
Doceniam, że nie muszę analizować, gdzie mam kupić smaczny towar w dobrej cenie. Wiem, że Żabka ma wynegocjowaną bardzo dobrą stawkę, ze względu na efekt skali.
Zatrzymajmy się zatem przy ofercie sklepu. W Żabkach gastronomia odgrywa dużą rolę. Czy w Pana przypadku to też jest jeden z kluczy do sukcesu?
Zdecydowanie tak. Ciepłe przekąski, kawa, pizza z pieca Merrychef – klienci naprawdę to doceniają. Codziennie zamawiam po kilkadziesiąt pizz. Mam stałą klientkę – 70-letnią panią – która codziennie wpada do nas na hot doga. Mamy też stałych klientów, którzy codziennie przychodzą po kebaba albo pizzę.
Ważne jest też to, w jaki sposób przygotowujemy sklep – od piątej rano jesteśmy z moim zespołem na miejscu, by o szóstej wszystko było gotowe: ciepłe pieczywo, świeże kanapki, czystość, dobra organizacja. To właśnie jakość i dbałość o detale sprawiają, że klienci wracają.
Jakie produkty - poza wspomnianą gastronomią - cieszą się największym zainteresowaniem w Pana sklepie?
Zdecydowanie pieczywo i nabiał – to absolutna podstawa codziennych zakupów naszych klientów. Dużą popularnością cieszy się też kawa, zarówno z ekspresu, jak i do domu. Widać wyraźnie, że klienci szukają wygody i jakości w jednym miejscu. Obserwujemy też sezonowe trendy – kiedy pojawiają się np. promocje na ogórki, w górę idzie sprzedaż śmietany. To pokazuje, że zakupy są bardzo kontekstowe. Bardzo dobrze schodzą też gotowe dania obiadowe oraz przekąski na ciepło. Na bieżąco analizujemy dane, by utrzymać właściwy asortyment i zapewnić klientom to, czego naprawdę potrzebują.
Zatrudnia Pan sześć osób. Czy ma Pan ustabilizowany skład i wciąż może sobie pozwolić na muzykowanie?
Od początku stawiałem na lokalność i zaufanie. Większość moich pracowników mieszka tuż obok – w tym samym bloku lub na tym samym osiedlu. To daje stabilność i zaangażowanie.
Pracują u mnie zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Jest to celowy zabieg, bo praca w handlu nie należy do lekkich. Każdy zna swoje obowiązki, a ja – mimo funkcji trenera i innych ról – nadal często sam stoję za kasą. To pomaga zachować kontakt z klientami i zespołem.
Wierzę, że ciężką pracą mogę motywować innych do osiągania wspólnych celów. Nie chcę budować bariery szefa – jeśli trzeba wspieram moich pracowników nawet w tych najbardziej prostych zadaniach.
Wracając do muzyki…
Od początku udało mi się tak poukładać zarządzanie sklepem, że spokojnie mogłem znaleźć czas na udział w kolejnych Mistrzostwach Świata z orkiestrą, tym razem w Tajlandii. Wiedziałem, że sklep będzie dopilnowany. Później jednak, po dwóch latach od jego uruchomienia, złamałem prawą rękę. Nie ma puzonu dla leworęcznych, więc kontuzja do tej pory nie pozwala mi grać. Wciąż nie mogę wyprostować ręki, najprawdopodobniej jeszcze w tym roku czeka mnie operacja. A grałem 17 lat.
Jakie było największe wyzwanie na początku handlowej działalności, a z czym mierzy się Pan dzisiaj?
Na starcie największym wyzwaniem była formalna strona działalności – zakładanie firmy, zatrudnianie pracowników, odpowiedzialność za cały proces. Dziś to przede wszystkim utrzymanie wysokich standardów – zarówno w zakresie jakości obsługi, jak i zaangażowania zespołu. Tu bardzo przydaje się doświadczenie z orkiestry: dyscyplina, umiejętność współpracy i działania pod presją to coś, co bezpośrednio przekładam na zarządzanie sklepem.
Z perspektywy czasu jak Pan ocenia swoją decyzję o przebranżowieniu się?
Na pewno bym jej nie cofnął. Co więcej, do takiej zmiany przekonuję - nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie - moich znajomych. W ostatnich miesiącach dwoje z nich otworzyło sklepy Żabka.
Jaki jest Pana przepis na sukces?
Zaangażowanie na 100%. Codziennie jestem w sklepie – raz krócej, raz dłużej, ale zawsze obecny. A w niedziele i święta praktycznie cały dzień, bo żona chwilowo wycofała się z pracy zawodowej i zajmuje się dziećmi: starszy ma 6 lat, młodszy 6 miesięcy.
Dbam o to, by klient wchodzący do prowadzonego przeze mnie sklepu o godzinie 6:00 mógł już kupić świeże pieczywo – wypieczone, wyłożone – albo zjeść gorącego hot doga i wypić kawę. Półki muszą być zatowarowane, a klient musi mieć wybór.
Działania te doceniała nasza redakcja, która wyróżniła Pana statuetką Franczyzowego Superbohatera, ale też centrala sieci, dla której jest Pan wspomnianym trenerem, ale też ambasadorem i członkiem Grupy Pionierów. Lubi Pan wiele aktywności na raz?
Chyba tak. Jako trener szkolę nowych kandydatów – doprowadzam ich do egzaminu, pomagam wystartować. A jako pionier testuję nowe rozwiązania technologiczne, zanim trafią na szerszą skalę do ponad 11 500 sklepów Żabka.
Co już testowaliście?
Pracujemy np. nad przenoszeniem różnych funkcji do Cyberstore, testowaliśmy nowe systemy obsługi paczek czy zamówień. To realny wpływ na rozwój sieci i ogromna satysfakcja.
Jak według Pana powinien wyglądać nowoczesny sklep?
Nowoczesny sklep to miejsce wygodne, szybkie i kompletne. W sklepie Żabka klient spędza średnio 116 sekund – w tym czasie potrafi zrobić zakupy na cały dzień. Może przy okazji zjeść ciepły posiłek, wypić kawę, odebrać paczkę czy zapłacić rachunki. Dbamy też o jakość obsługi – regularnie proszę znajomych o „wizyty testowe”, by spojrzeć na sklep oczami klienta. To pomaga stale się rozwijać i nie popaść w rutynę.
Czy planuje Pan zatem uruchomić kolejny sklep?
Bardziej myślę o tym, żeby wejść w struktury firmy. Żabka daje bowiem bardzo dużo możliwości, planuję z nich skorzystać. Inspiracją dla mnie jest kolega z Żabki, który jako młody chłopak pomagał rodzicom w sklepie, później prowadził sklep, a następnie został partnerem sieci. I tak piął się w górę szczebelek po szczebelku i obecnie jest jednym z dyrektorów sieci. Chciałbym iść jego śladem.