Podobno ma pani dość pokaźną młodą klientelę. Co ich przyciąga do pani sklepów?
Przede wszystkim oferta, ciekawe produkty, o których gdzieś słyszeli czy widzieli w telewizji. Staram się z nimi dużo rozmawiać, i to nie tylko o produktach, które są teraz na topie w ich grupie wiekowej, ale pytam też, jak poszło na klasówce, czy jak było na wycieczce. Czasem dopytuję, gdzie mają czapkę, albo mówię, żeby się zapięli, bo jest zimno. Plus dajemy im upominki np. na Dzień Dziecka czy zakończenie roku szkolnego. Bardzo lubię rozmawiać z młodymi, mają ciekawe spojrzenie na świat. A oni odwdzięczają mi się mówiąc, że idą do pani Izy na zakupy.
Czy wciąż codziennie można spotkać panią za kasą?
Nie jestem na stałe w grafiku, choć w sklepach jestem codziennie. Staję za kasą za każdym razem, gdy jest taka potrzeba, np. pracownica idzie na urlop, ma zwolnienie czy też w danym dniu musi wcześniej wyjść z pracy. Gdy wchodzę do sklepu, to nie siadam i nie piję kawy, tylko robię tam wszystko, co w danym momencie potrzeba - od sprzątania, przez układanie towaru, po rozmowy z klientami. Bardzo to lubię.
Czy podpatruje pani konkurencję?
Nie, robię swoje. Nie mam czasu na jeżdżenie po innych sklepach i np. analizowanie ich cen czy porównywanie oferty. Nawiasem mówiąc, sklepów wokół nie nazywam też konkurencją. Każdy z nas działa na swoich zasadach. Choć czasem odnoszę wrażenie, że inni bardziej interesują się mną niż ja nimi.
Generalnie jestem w dobrym położeniu. Biedronka, która ruszyła w Łaskarzewie jakiś czas temu, jest na drugim końcu miasta. Przy Kredensie mamy Stokrotkę. Gdy otworzyła się ona przed Bożym Narodzeniem, to odczułam to mocno w obrotach. Z czasem podzieliliśmy się klientami. Jedne produkty kupują w Biedronce czy Stokrotce, inne u nas. Wygrywamy też godzinami otwarcia.
Podobno w pani okolicy wkrótce ruszy budowa sklepu Dino. Ono może sporo namieszać na waszym rynku.
Tak, słyszałam o Dino. Ma ono podobno powstać blisko mojego domu rodzinnego. Na razie jednak nie ma żadnych konkretów na jego temat.
Przynależność do zorganizowanej sieci może trochę pomóc. Pani wybrała Mirabelkę - czemu akurat tę sieć?
Tak, około 10 lat temu. Nie szukałam sieci, do której mogłabym przystąpić. Radziłam sobie sama, więc wchodzących drzwiami i oknami handlowców odprawiałam z kwitkiem. Nie mam czasu na dłuższe rozmowy czy analizowanie ofert. Jednak pewnego razu przyjechał do mnie przedstawiciel Mirabelki. Pewnie nie byłabym zainteresowana rozmową z nim, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie miałam dostawę jaj od znajomego, który oprócz fermy kurzej ma też sklep w Mirabelce. Polecił mi tę sieć, jasno wytłumaczył, co z tego ma, jakie są oczekiwania. Mając takie świadectwo uczciwości sieci podpisałam umowę. Chyba tak musiało być. Z czasem zaczął do mnie przyjeżdżać pan Marcin, opiekun z naszego regionu, więc nasza współpraca nabrała tempa.
I co pani daje współpraca z Mirabelką?
Chociażby promocje plakatowe. Jestem też w ciągłym kontakcie z panem Marcinem i paniami z biura, którzy dzwonią i mówią, co w danym momencie mają w dobrych cenach. Korzystam z tego. Informują też o zmianach w prawie, pomagają, proponują rozwiązania. Gdy ja mam jakieś pytanie, to też do nich dzwonię i zawsze dostaję odpowiedź. Fajnie nam się układa ta współpraca.
Czy pomocni też są przy wdrażaniu systemu kaucyjnego?
Jak najbardziej, choć nie do końca go jeszcze rozumiem. Wiem, że wciąż muszę zbierać butelki po piwie, ale nie podjęłam jeszcze decyzji, czy będę zbierać plastikowe czy puszki. Nawet wczoraj o tym rozmawiałam z chłopakami z Mirabelki. Generalnie jest taka możliwość, bo przy obydwóch sklepach mam podwórka, na których mogę składować zwracane opakowania. Głęboko się nad tym teraz zastanawiam, bo nie chciałabym, aby moi klienci jeździli oddawać butelki do Biedronki czy Stokrotki, bo docelowo mogę ich stracić.
Czy to system kaucyjny jest teraz dla pani największym wyzwaniem czy też są jakieś inne?
Sporo czasu tracę na logowania się do platform, gdzie zamawiam towar, na przeglądanie maili z ofertami czy na przygotowanie faktur dla księgowości. Nie ukrywam, że wolałabym w tym czasie robić coś bardziej twórczego.
Pani Izabelo - i co dalej? Jakie ma pani kolejne pomysły?
Pomysłów mam dużo, tylko że jest problem z ich realizacją. Jest u nas dużo lokali do wynajęcia. Może otworzyłabym kolejny sklep, gdybym miała pewność, że znajdę osoby chętne do pracy. A tu mam obawy. Praca w handlu jest ciężka i trzeba mieć do niej dryg oraz lubić ludzi. A z tym jest coraz ciężej. Sama nie udźwignę prowadzenia trzeciego sklepu, więc na razie nie myślę o jego uruchomieniu.
Zresztą to nie są dobre czasy na duże inwestycje z racji rozpychającej się konkurencji i niepewności gospodarczej.
Wybiegnijmy jeszcze dalej w przyszłość. Czy myśli pani o sukcesji?
Dziś moje dzieci mają 14 i 11 lat, więc dla mnie to rzeczywiście daleka przyszłość. Jednak gdy czasem się nad tym zastanawiam, to wiem, że córka Julia na pewno nie zajmie się sklepami. Ona ma artystyczną duszę, śpiewa, tańczy, już gra główną rolę w warszawskim teatrze Capitol w musicalu “Ekipa świata”. Te jej sukcesy są jednak okupione ogromnym wysiłkiem: zarówno jej, jak i naszym. Wozimy ją do szkoły muzycznej w pobliskim Garwolinie czy do teatru w Warszawie. Trochę to droga przez mękę, bo od zerówki chodzi do dwóch szkół. Ale chce, więc musimy ją w tym wspierać. A ja ten czas, kiedy na nią czekam, wykorzystuję na czytanie książek czy telefony służbowe.
Wracając do sukcesji - czy syn też ma artystyczną duszę?
Franio jest młodszy, ale widzę, że mógłby się sprawdzić w handlu. Już jest takim małym biznesmenem. Często jest w sklepie, lubi pomagać, umie kasę obsługiwać, więc kto wie? ‘
Czy na jakiejś jeszcze przyjemności udaje się pani wygospodarować czas?
Czasem wsiadam na rower; bywa, że wyskoczymy w góry… Z wolnym czasem jest u mnie krucho, bo dodatkowo już drugi rok jestem radną miasta. Praca samorządowca - wbrew pozorom - jest bardzo odpowiedzialna i trzeba się do niej porządnie przygotowywać. A jak się podejmuję jakiegoś zadania, to na 100 proc.
Ile osób pani zatrudnia?
Sześć.
***
Pierwsza część wywiadu jest TUTAJ.