Od egzotyki do mainstreamu – jak franczyza podbiła Polskę
Jeszcze w latach 90. franczyza była w Polsce czymś egzotycznym. Po transformacji ustrojowej przyciągały nas wielkie zagraniczne marki, oferując „gotowy biznes” w nowym kapitalizmie. Dla wielu osób franczyza stała się biletem wstępu do świata przedsiębiorczości – wystarczyło zainwestować oszczędności, podpisać umowę i już można było prowadzić sklep pod znanym szyldem. Wówczas wydawało się, że to idealny model współpracy – przedsiębiorca zyskuje rozpoznawalność, sieć zyskuje lokalnego operatora.
Boom po 2004 roku – polskie marki uczą się franczyzy
Po 2004 r., wraz z wejściem do Unii Europejskiej, rynek franczyzy w Polsce wystrzelił. Zaczęły dominować polskie marki, które szybko nauczyły się, jak wykorzystać ten format. Dziś mamy ponad 80 tys. placówek franczyzowych i dziesiątki tysięcy franczyzobiorców.
To już nie jest nisza – to jeden z głównych kanałów handlu detalicznego i usług. Ale im bardziej franczyza się upowszechniała, tym bardziej odsłaniała swoje ciemne strony: nierównowagę kontraktową, ukryte opłaty, nierynkowe ceny, a nawet asymetryczne rozłożenie ryzyka biznesowego.
Franczyza a prawo pracy – przedsiębiorca czy ukryty pracownik?
Widać to w języku ministerialnych opinii – Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powtarza, że franczyza to umowa nienazwana i nie ma z nią nic wspólnego prawo pracy. Zdaniem tego resortu wybrzmiewa jasny przekaz: franczyzobiorca to przedsiębiorca, nie pracownik.
Ochrona kodeksowa, urlopy czy wynagrodzenie minimalne go nie obejmują, bo współpracuje cywilnoprawnie, a nie etatowo. Jednocześnie MRPiPS przypomina, że o kwalifikacji stosunku decyduje rzeczywistość, a nie sama nazwa umowy – jeśli w praktyce przeważają cechy stosunku pracy, można go tak zakwalifikować.
Podatki i fiskalizacja – spojrzenie Ministerstwa Finansów
Ministerstwo Finansów patrzy na franczyzę przez pryzmat podatków i fiskalizacji. W jego pismach pojawia się katalog nieuczciwych praktyk: obowiązek oddawania całości utargu franczyzodawcy, nierynkowe ceny, ukryte opłaty czy nadmierne zabezpieczenia. MF nie kryje, że pozycja franczyzodawców jest strukturalnie silniejsza niż franczyzobiorców – nawet jeśli formalnie obie strony są przedsiębiorcami. Proponuje jednak jasną kolejność: najpierw trzeba uregulować franczyzę w Kodeksie cywilnym, a dopiero później dostosować przepisy podatkowe.
Nieudana próba regulacji franczyzy – projekt Ministerstwa Sprawiedliwości
Ministerstwo Sprawiedliwości to resort, który poszedł najdalej – przygotowano projekt ustawy mający wprowadzić do Kodeksu cywilnego definicję umowy franczyzy, obowiązek przekazywania dokumentów informacyjnych, ograniczenia w zakresie kar umownych i weksli oraz jasne przesłanki wypowiedzenia umowy.
Projekt został jednak wycofany po zmianie rządu. W efekcie franczyza pozostała w prawnej próżni – nadal oparta jest na „świętej” zasadzie swobody umów, która w praktyce często oznacza przewagę silniejszego.
PIP i ZUS – teoretyczna ochrona, praktyczne ograniczenia
Z kolei Państwowa Inspekcja Pracy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych to dwie instytucje, które – przynajmniej teoretycznie – mogłyby bronić franczyzobiorców przed najbardziej dotkliwymi skutkami asymetrycznych relacji. W praktyce jednak ich kompetencje są ograniczone.
PIP, jak wynika z pisma Głównego Inspektora Pracy, nie ma żadnych uprawnień do oceny umów cywilnoprawnych zawieranych między przedsiębiorcami. Może kontrolować tylko przestrzeganie przepisów prawa pracy w odniesieniu do pracowników zatrudnianych przez franczyzodawców czy franczyzobiorców – bada legalność zatrudnienia, BHP czy przestrzeganie zakazu handlu w niedzielę. Ale sama relacja franczyzowa jest poza jej zasięgiem. W efekcie, nawet jeśli franczyzobiorca w praktyce funkcjonuje jak pracownik – realizując polecenia, w określonym czasie i miejscu, według procedur narzuconych przez sieć – PIP nie może „przekwalifikować” tej relacji.
ZUS formalnie ma większe możliwości, bo zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego może ustalić rzeczywisty tytuł do ubezpieczeń społecznych bez względu na nazwę umowy. Oznacza to, że w indywidualnych postępowaniach administracyjnych może orzec, iż dana osoba faktycznie podlega ubezpieczeniom jako pracownik, a nie jako samozatrudniony. Ale wymaga to wszczęcia postępowania, zebrania dowodów i wydania decyzji administracyjnej – a zatem jest to proces długotrwały i rozproszony, nie systemowe narzędzie.
Szara strefa między prawem pracy a prawem cywilnym
Efekt? Franczyzobiorcy pozostają w „szarej strefie” między prawem pracy a prawem cywilnym. Formalnie są przedsiębiorcami, ale realnie często wykonują pracę jak pracownicy: pod nadzorem, z ograniczoną swobodą organizacyjną, przy jednoczesnym ponoszeniu pełnego ryzyka gospodarczego. Nie chronią ich przepisy o wynagrodzeniu minimalnym, urlopach czy ochronie przed zwolnieniem. Sami muszą płacić składki na ubezpieczenia społeczne, często korzystając z ulg typowych dla samozatrudnionych – co na krótką metę zmniejsza koszty, ale na dłuższą prowadzi do niskich świadczeń emerytalnych i braku ochrony w razie kryzysu.
Dla państwa to także problem systemowy. Taki model oznacza niższe wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a w przyszłości konieczność dopłat do minimalnych świadczeń. Dla rynku – ryzyko nieuczciwej konkurencji: franczyzodawcy mogą oferować niższe ceny, bo nie ponoszą kosztów pracowniczych, przerzucając je na samozatrudnionych partnerów.
Europa pokazuje, że we franczyzie można inaczej – porównania z UE
Na tym tle ciekawie wypadają rozwiązania stosowane w innych krajach UE. We Francji, Hiszpanii czy Holandii obowiązki informacyjne i minimalne standardy ochrony franczyzobiorców zmniejszają ryzyko zepchnięcia ich w rolę „ukrytych pracowników”. Z kolei w Niemczech i we Włoszech stosuje się szeroko testy ekonomicznej zależności – jeżeli przedsiębiorca działa pod faktycznym kierownictwem innego podmiotu i w ramach jego struktury, może być uznany za pracownika z pełnią praw socjalnych. W Polsce wciąż brakuje takiego podejścia. Dopóki PIP i ZUS pozostają przy swoich obecnych kompetencjach, franczyzobiorcy nadal będą pomiędzy młotem a kowadłem: bez prawa do ochrony pracowniczej, ale też bez pełnej swobody przedsiębiorcy.
Porównując dalej sytuację Polski do innych państw UE widać, że pozostajemy w tyle z regulacjami. We Francji już w 1989 r. uchwalono ustawę Doubin, która wprowadziła obowiązek przekazania przyszłemu franczyzobiorcy dokumentu informacyjnego na co najmniej 20 dni przed podpisaniem umowy. W Hiszpanii od lat działa rejestr franczyz, a obowiązek ujawniania danych pozwala na większą przejrzystość. W Holandii w 2021 r. weszła w życie ustawa o franczyzie (Wet Franchise), która przyznała franczyzobiorcom m.in. prawo do konsultacji przy zmianach modelu biznesowego i ograniczyła jednostronne decyzje franczyzodawcy. W Wielkiej Brytanii, choć nie ma ustawowego uregulowania, rynek działa w oparciu o rygorystyczny kodeks etyki British Franchise Association, a sądy dość stanowczo egzekwują zasady dobrej wiary.
Swoboda umów czy przewaga silniejszego – polski paradoks franczyzy
Polska tymczasem wciąż opiera się na „świętej” zasadzie swobody umów – pięknej w teorii, lecz w praktyce nierzadko skutkującej przewagą silniejszego. Brakuje choćby minimalnych standardów informacyjnych czy ograniczeń dotyczących nadmiernych zabezpieczeń finansowych. W efekcie ryzyko i koszty franczyzy ponosi słabsza strona – a gdy coś pójdzie nie tak, problem staje się społeczny, bo to państwo musi interweniować dopłatami do minimalnych emerytur czy świadczeniami socjalnymi dla byłych franczyzobiorców.
Franczyza: Od marzenia o niezależności do pułapki ryzyka
Ta historia – od entuzjazmu lat 90. po dzisiejsze dyskusje legislacyjne – jest także opowieścią o tym, jak zmienia się samo pojęcie „przedsiębiorcy”. Kiedyś kojarzył się z pełną niezależnością. Dziś franczyzobiorca formalnie prowadzi własną działalność, ale w praktyce jest zależny od korporacyjnego partnera.
Eksperci wskazują, że samozatrudnieni franczyzobiorcy ponoszą pełne ryzyko społeczne i finansowe, nie mają prawa do świadczeń pracowniczych ani gwarancji zatrudnienia. To samo potwierdzają opinie prawne: w świetle prawa pracy franczyzobiorca nie jest pracownikiem, nawet jeśli działa pod ścisłym nadzorem i w oparciu o instrukcje franczyzodawcy.
Franczyza w Polsce – szansa czy pułapka?
Franczyza nie jest złem samym w sobie. To model, który – jeśli uczciwy – potrafi tworzyć miejsca pracy, rozwijać lokalne rynki i wspierać przedsiębiorczość. Ale dopóki ustawodawca będzie przymykał oko na realne mechanizmy tej współpracy, dopóty franczyzobiorcy pozostaną w pułapce: bez ochrony prawa pracy, bez bezpieczeństwa socjalnego, w cieniu wielkich marek.
Patrząc na doświadczenia innych państw UE, widać, że regulacja franczyzy nie musi oznaczać końca wolności gospodarczej – może wręcz przeciwnie, stać się gwarancją uczciwych warunków gry. Pytanie, czy Polska zechce sięgnąć po te wzorce, czy woli pozostawić franczyzobiorców samym sobie. Bo prawdziwą wolność gospodarczą mierzy się nie liczbą podpisanych umów, lecz jakością ochrony słabszej strony.
Notatka o autorce: mgr Monika Mielnik-Kurek, doktorantka w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Opolskiego, specjalizująca się m.in. w prawnych aspektach umowy franczyzy