22.08.2025 / 12:36
StoryEditor

Gigant i karzeł. Prawnik ostro o umowach franczyzowych

Polska potrzebuje ustawy o franczyzie - uważa prawniczkaShutterstock

Wolność umów to jedno z najbardziej uświęconych haseł prawa cywilnego. Uczy się jej studentów prawa już na pierwszym roku – jako fundament rynku, przejaw autonomii woli i dowód na to, że jednostki same wiedzą najlepiej, co jest dla nich korzystne. Problem w tym, że ta piękna idea coraz częściej okazuje się… iluzją. A najjaskrawiej widać to na przykładzie umów franczyzy.

Z artykułu dowiesz się:

  • Umowa franczyzowa: ile może liczyć stron?
  • Przewaga negocjacyjna franczyzodawcy
  • Franczyza jako relacja podporządkowania
  • Czy potrzeba ustawy o franczyzie?
  • Brak równowagi kontraktowej we franczyzie

Franczyzodawca i franczyzobiorca – w teorii równorzędni przedsiębiorcy, w praktyce – gigant i karzeł. Z jednej strony międzynarodowa sieć, uzbrojona w rozpoznawalną markę, know-how, centralne zaplecze marketingowe i sztab prawników. Z drugiej – lokalny przedsiębiorca, często debiutant w biznesie, który zaciąga kredyt, zastawia mieszkanie i decyduje się postawić wszystko na jedną kartę: wejście do znanej sieci. Czy naprawdę możemy mówić, że taki franczyzobiorca „swobodnie negocjuje” warunki kontraktu?

Umowa franczyzowa: ile może liczyć stron?

Zwolennicy liberalnego podejścia powiedzą: każdy odpowiada za swoje decyzje. Jeśli ktoś podpisuje 100-stronicową umowę franczyzy, to musi znać jej konsekwencje. Ma przecież wybór – mógłby otworzyć własny biznes, zamiast kupować licencję. Tyle że w praktyce ten wybór jest często tylko teoretyczny.

Franczyzobiorca nie negocjuje warunków, lecz podpisuje wzorzec, przygotowany tak, aby chronić interesy franczyzodawcy. Rzadko ma dostęp do pełnej informacji o kosztach, ryzyku i przyszłych obciążeniach.

Indywidualne podejście, które każe oceniać, czy dany franczyzobiorca był wystarczająco „świadomy”, zamienia się więc w swoisty sąd nad ofiarą.

Przewaga negocjacyjna franczyzodawcy

Prawo konsumenckie przyjęło rozwiązanie prostsze – konsument jest stroną słabszą z definicji. To ułatwia ochronę: nie trzeba każdorazowo analizować, czy ktoś rozumiał umowę, czy miał doradcę prawnego, czy mógł negocjować. Sam fakt, że jest konsumentem, wystarczy, by objąć go ochroną przed klauzulami abuzywnymi.

Czy podobny mechanizm nie powinien objąć franczyzobiorców? W końcu sytuacja franczyzobiorcy wcale nie różni się tak bardzo od sytuacji konsumenta. Owszem, formalnie działa jako przedsiębiorca, ale ekonomicznie to często mikroprzedsiębiorca uzależniony od wielkiej sieci.

Asymetria informacji i przewaga negocjacyjna franczyzodawcy są równie wyraźne, jak w relacji konsument–bank czy konsument–ubezpieczyciel. Tymczasem polski ustawodawca wciąż traktuje franczyzobiorców tak, jakby byli równymi partnerami potężnych korporacji.

Franczyza jako relacja podporządkowania

Najciekawsze jednak wydaje się podejście systemowe. Nie chodzi w nim o to, by franczyzobiorca miał etykietkę „słabszego” tylko dlatego, że jest małym przedsiębiorcą. Chodzi o to, by dostrzec obiektywną, systemową nierówność sił.

Franczyza z definicji jest relacją podporządkowania: franczyzodawca ustala standardy, reguły działania, ceny, dostawców, wygląd lokalu, a nierzadko także grafik pracy. Franczyzobiorca wnosi własny kapitał i ponosi ryzyko, ale jego autonomia jest ograniczona do minimum. To trochę tak, jakby ktoś kupował bilet na rollercoaster – tyle że na końcu to nie on krzyczy dla zabawy, ale jego konto bankowe.

Czy potrzeba ustawy o franczyzie?

Jeśli przyjmiemy, że franczyzobiorca jest systemowo stroną słabszą, wnioski legislacyjne nasuwają się same. Polska potrzebuje ustawy o franczyzie, która:

  • Nałoży obowiązki informacyjne na franczyzodawcę – przed podpisaniem umowy franczyzobiorca powinien otrzymać pełny pakiet danych o kosztach, prognozach, ryzykach, a także o wynikach innych franczyzobiorców w sieci. Nie może kupować kota w worku.
  • Wprowadzi kontrolę klauzul abuzywnych w relacjach B2B – dziś przedsiębiorca nie korzysta z tej ochrony (z drobnymi wyjątkami w Kodeksie cywilnym). Tymczasem w franczyzie katalog klauzul narzucanych przez silniejszą stronę jest nieograniczony.
  • Ograniczy jednostronne uprawnienia franczyzodawcy – np. dowolne zmiany opłat, obowiązek zakupu towarów wyłącznie od wskazanych dostawców czy kary umowne rażąco przewyższające rzeczywistą szkodę.
  • Zagwarantuje mechanizmy rozwiązywania sporów – np. mediację albo arbitraż branżowy, by franczyzobiorca nie był skazany na wieloletni i kosztowny proces.
  • Wprowadzi minimalny okres wypowiedzenia i prawo do rozwiązania umowy w szczególnych przypadkach – tak, by franczyzobiorca nie był więźniem kontraktu, z którego nie może wyjść bez finansowej ruiny.

Takie rozwiązania nie są fanaberią – funkcjonują już w wielu krajach. We Francji obowiązuje prawo o tzw. „ekonomicznej zależności”, w Australii i USA istnieją rozbudowane kodeksy franczyzy. Polska – kraj, w którym sieci franczyzowe rosną jak grzyby po deszczu – wciąż udaje, że wystarczy ogólna zasada swobody umów.

Brak równowagi kontraktowej we franczyzie

Nie jesteśmy w próżni. W 2020 r. UOKiK opublikował raport o rynku franczyzy, w którym wprost wskazał na brak równowagi kontraktowej między stronami i ryzyko narzucania franczyzobiorcom nieuczciwych warunków. Urząd zwrócił uwagę na: brak przejrzystości kosztów, dowolne kary umowne, obowiązek zakupu towarów od wskazanych dostawców po zawyżonych cenach czy ograniczoną możliwość rozwiązania umowy. To był pierwszy tak mocny sygnał instytucjonalny, że „coś jest nie tak”.

W ślad za tym pojawiły się projekty ustawowe – m.in. w 2021 r. w Ministerstwie Sprawiedliwości rozpoczęto prace nad projektem „ustawy o franczyzie”. Proponowano m.in. wprowadzenie obowiązków informacyjnych, uregulowanie okresów wypowiedzenia, zakazanie najbardziej drastycznych klauzul. Projekt nie został jednak sfinalizowany – zabrakło woli politycznej i zgody środowisk gospodarczych.

Tymczasem rzeczywistość nie czeka. Z roku na rok rośnie liczba franczyzobiorców, którzy publicznie mówią o problemach – o sieciach, które obiecują złote góry, a zostawiają ludzi z długami, kredytami i zamkniętymi lokalami. Media pełne są historii dramatycznych upadków franczyzowych restauracji, sklepów czy punktów usługowych.

Widać więc wyraźnie: Polska stoi na zakręcie. Albo wreszcie przyjmie rozwiązania ustawowe wzorowane na modelach francuskich, australijskich czy niemieckich, albo nadal będziemy żyć w świecie, w którym wolność umów w franczyzie oznacza wolność jednej strony – tej silniejszej. A wtedy pytanie o „wolność” franczyzobiorcy pozostanie tylko gorzkim żartem.

Notatka o autorze: Monika Mielnik-Kurek, prawniczka, ekspertka zajmująca się m.in. prawnymi aspektami umowy franczyzy, doktorantka w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Opolskiego

 

 

 

 

22. sierpień 2025 16:00